Opowiadania
Rykoszet
Ani to bohater, ani człowiek młody,
kiedy w lesie stanął, gotów był na łowy.
Znał doskonale, całą, rozpiętość terenu.
Przezornie z opaską, w myśliwskim szeregu.
Może jęknął raz, lecz nikt go nie usłyszał.
Upadł na łodygę traw, a po nim już cisza.
Ratunku nie znalazł, gdy śmierć otuliła.
Rykoszet nie wczas, jemu ziemia miła.
Zapadł wyrok prosty i bez epizodów.
Pan Bóg kule nosi, na nic rwanie włosów.
Nie jednego śmiałka w zaświaty wyprawił.
Nie szukaj winnego, idź w pokoju za nim.
I.Ok.
65 -lecie KŁ SOKÓŁ7
Raz na pięć lat
Na głowie dzień staje,
Rozpoczęty Mszą uroczystą w kościele
Podkreśla stare obyczaje.
Trębacze, Myśliwi
W zielonych mundurach,
Przemowy, wspomnienie płyną jak smuga
Pod podniesionym sztandarem.
A potem bal, tańce, swawole, hulanki
Do białego rana.
U boku wybranki,
To wszystko w sercach głęboko zapada.
I dźwięk płynący z trąbek – Tańczących oplata
Odznaczenia, medale,
Z grawerunkiem pamiątki,
Tradycja i piękne zwyczaje.
Sokołem pod niebem,
W lesie myśliwym,
Każdy z zaprzysiężonych
Prawdziwym selekcjonerem dzikiej zwierzyny
I.Ok.